Maj 05, 2024, 07:17:02
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj
Aktualności: Forum SMF zostało uruchomione!

Na Szlaku Przeznaczenia Trwaj



Autor Wątek: Podmrok - Poza fabułą.  (Przeczytany 3230 razy)

Quenthel Baenre

  • Gracz
  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 9
    • Zobacz profil
Odp: Podmrok - Poza fabułą.
« Odpowiedź #15 dnia: Maj 18, 2015, 14:40:00 »
Cisza, jak zawsze panowała w Pałacu. Krok za krokiem, jak reszta Drowów niesłyszalna, Matka Przełożona szła korytarzem, ku jednym z większych drzwi. Suknia ciągnęła się za nią, nie krępując zarazem ruchów. W końcu to Ona sama ją zrobiła. Jej godło. Szła dalej, a węże, owinięte dookoła Jej lewego przedramienia spały. Podobnie jak część umysłu. Bo jakżeby inaczej ta druga pracowała na wysokich obrotach. Zwolniła, by odgarnąć włosy i zmrużyć ciemne oczy.
-Lolth dopomóż.
Rzekła twardym głosem, a drzwi ustąpiły pod jej spojrzeniem
Weszła do sali, która zajmowała całą wielką jaskinię, stalaktyty i stalagmity łączyły się w niej, w kolumny, podpierające strop. Gargulce patrzyły na nią, swymi kamiennymi oczyma, oceniając Ją. A zimne pyski szczerzyły się w grymasie pogardy. Sama z chęcią by taki przybrała gdyby nie to, że jej oczom ukazało się siedem kobiet. Siedem par oczu zwróciło się ku Niej. Sala była okrągła, stworzona rękami Drowów. Przez nich, w stalaktytach stworzono misterne rysunki i ozdoby, które świeciły, tak by nie ranić oczy panów, którzy je stworzyli. Ciemność zionęła w jej stronę swoim zapachem i owinęła się w okół niej. Prawie jak w domu, prawie gdyby nie to stado siedmiu harpii.
-Witam zgromadzenie.
Spokojny, mocny głos, wydobył się z jej ust, a jeden z węży na jej ręce się poruszył.
-Chcą krwi twego Syn.
-Czemu?
-Chcą krwi prawdziwego samca.
-Nie dostaną jej.
-On jest Ssssssammm.
-Jest.
Drugi wąż dołączył się do rozmowy.
-Del' Armgo boją się. Ona ssssssię boi.
-Ma czego. Zamilknijcie teraz.

Zmrużyła oczy, gdy szła na swoje miejsce, gdzie stało Jej krzesło. U góry stołu, ułożonego w znak Pajęczej pani Lolth.
-Jak was poinformowano, dzisiaj w nocy umrze jeden z domów.
Spojrzała na twarze kobiet. Starsze, młodsze, piękne i mniej piękne. W Podmroku tylko plebs był brzydki. Usiadła w końcu, co oznaczało, że reszta także może. Znowu wszystko działo się w zupełnej ciszy.
-Pani, one pozwolą.
-Muszą.
-Ale jeżeli Tossun poniesie porażkę.....
-Nie waż się nawet o niej mówić. Jeżeli poniesie porażkę, to to będzie jego....i moja ostatnia rzecz w życiu.

Węże znowu umilkły. Czysta, niezmącona cisza panowała dookoła Niej, jak i w niej samej. Kobiety siedziały wyprężone jak struny, tylko ona opanowała do końca trudną sztukę udawanego rozluźnienia.
-Moje słowo się rzekło i takoż dzisiaj w nocy Dom Del' Armgo zostanie unicestwiony przez dom Baenre. Jeżeli takoż się nie stanie, inne domy mają pełne prawo zniszczyć ród Banrae. A także rozpocząć walki co do domu, który miałby rządzić.
Patrzyła przed siebie, by przy tych słowach przejść wzrokiem po Matkach. Wszystkie chciały być wyżej, wszystkie chciały rządzić. Małe, głupie suki, wykrzywiła się w myśli. Nie to, że zamieniłybyście nasze ziemie w burdel, to jeszcze bogactwa by wam się zachciało.
-Czas na wasze słowo, drogie panie.
Jak zawsze, to na najstarszą, zaraz po niej, najważniejszą Matkę spojrzała. A że też była to pobladła, Matka Domy Del' Armgo to cóż zrobić. Przełknęła ślinę, a gdy wszystkie zebrane panie się na nią popatrzyły, wstała i przemówiła.
-Twe słowo jest zgodne z Naszym prawem i tak też się stanie. Niech ta Która chce się sprzeciwić wyrzeknie swe słowo teraz, bądź zamilknie na wieki.
Chwila przerwy. Cisza dłużyła się, a Quenthel zauważyła, że trzy Matki poruszyły się lekko. Więc tutaj mamy następne bitwy. Niezauważalny cień uśmiechu przebiegł jej przez twarz.
-Dzisiejsza Noc okaże się zgubieniem dla jednego, bądź obu Domów. Niech się stanie z życzeniem i wolą Lolth.
Matka Del' Armago usiadła z powrotem i pobladła.
-Świetnie, więc i takoż naszą radę można uznać za zakończoną. Niech Lolth nad nami czuwa.
Quenthel wypowiedziała te słowa i podparła podbródek dłonią. Matki wstały, ukłoniły się jej zimnym, czarnym oczom i wyszły. Została sama, jak zawsze. Samotność tylko nie mogła jej zdradzić. Oparła się z cichym westchnieniem i spojrzała na znak Lolth, w niemej modlitwie.
***
**
*
Wysoki Drow, zakuty w ciemną zbroje, jak znikąd zjawił się przy Tossun'ie.
-Pozdrowienia od Matki Przełożonej, Pierwsze Ostrze. Rada zakończyła się przed paroma momentami. Matka rzecze, iż z pomocą Lolth masz dzisiaj kroczyć ku chwale Domu Baenrów, a być nie poniósł porażki przesyła Ci swe błogosławieństwo od samej Lolth. Krocz ku chwale Domu Baenre.
Ukłonił się, nie patrząc mu ani na chwilę w oczy i odszedł. Do swojej pani, by wrócić i znowu wykonać to co mu będzie kazano.
« Ostatnia zmiana: Maj 18, 2015, 14:45:37 wysłana przez Quenthel Baenre »

Fenris

  • Administrator
  • Nowy użytkownik
  • *****
  • Wiadomości: 15
  • Na pohybel skurwysynom!
    • Zobacz profil
Odp: Podmrok - Poza fabułą.
« Odpowiedź #16 dnia: Maj 18, 2015, 20:07:55 »
Od ciszy się zaczęło i na ciszy skończyć miało.
Jednak do końca była jeszcze daleka droga, a wyjątkowo nie będzie należała do tych, które przechodzi się w milczeniu.
Każdy z nich to wiedział. Każdy. Młodzi, starsi. Weterani i Junaki.
Wypracowali w sobie sztukę łgania tak wysoko, że mózg się mógł zlasować.. choć teraz nikt nie potrafił w sobie odnaleźć kłamstwa które skreślało strach który czuli.
Autentyczny strach. Niekiedy przerażenie.

Popatrzył swobodnie ze swego jaszczura po maszerujących szeregach i raz jeszcze posmakował ową niesmaczną myśl.
Strach. Taak, to nie ujma w tym przypadku.
To honor. I chwała.. o ile przetrwają wystarczająco długo, by posmakować jej jakże ulotny smak.
Maszerowali dalej i dalej, prosto poprzez miasto.
Strach przed zgubą własnego domu i Matki.
To lepiej brzmiało. I nie było kłamstwem.
Było realium. Jeszcze ulotnym, jeszcze samą myślą. Jeszcze.

- Twoje rozkazy? - Pytanie padło dopiero po masowym ustawieniu się.
Nie było sensu przesyłać posłańców do podgrup uderzeniowych, więc stali w równych szeregach.
Stali. A przed nimi stał pałac. Rzekomo cichy i wyludniony.. wiedzieli, że gdy tylko ruszą, posypie się masa zatrutych bełtów, pocisków i innego zabójczego tałatajstwa, nie wspominając o samych magach i kapłankach.
Jednak to nie owy fakt był zmartwieniem.
Zmartwieniem było, że rana coraz bardziej deprawowała jego ciało.
Obiecał sobie, że nie okaże słabości i nie miał zamiaru. Nie dał sobie nawet wydobyć jadu węży z ciała.
Przemógł ból i przełknął ślinę... Quenthel doskonale wiedziała, że zadając mu cios, sama też go zaleczy, bo syn w innym wypadku tego nie uczyni.
Jeśli coś miało pójść nie tak, to tylko z jej woli. Reszty był pewny.
Ta kurwa z drugiego rodu pozna smak cierpienia jeszcze dziś. I sama Lolth poczuje dreszcze gdy dorwie tą małą..
- Panie?
Znów się zamyślił.
Zaklął pod nosem i spojrzał w oczy jednego ze swych najstarszych dowódców. To z nim ukończył szkołę miecza i akurat do niego miał szczątkowe zaufanie.
- Rozkazy? Tylko jeden. - Oboje go znali.
Bo nie było sensu wydawać innych, niż ta jedna jedyna komenda. Mieli tam wejść, sforsować wrota i zmasakrować wszystkich. WSZYSTKICH.
I tak też się na Pająka stanie!

Miecz wyjął nieśpiesznie, drugą rękę przykładając do dalej broczącej krwią rany. Splunął czarną krwią i wyszedł przed cichy szereg.
Akurat tak, że już spokojnie mogły go sięgnąć bełty wroga.. nie zrobiły tego jednak.
Aż dziw, on sam by strzelał gdyby od tego miało zależeć przetrwanie. Ale no tak, mieli ten swój honor.
Do rzyci z nim..
Miecz świsnął w powietrzu gdy go uniósł.
Wszystko po prostu zamarło. Zamarło w oczekiwaniu na może jego ostatnią komendę.
A gdy zapadła, Miasto Pająka raz jeszcze przypomniało sobie o braku ciszy.
Z tysiąca gardeł wydobył się ryk tak głośny, jakby samo sklepienie chciał powali.
- Rąbać kuuuuurwich synów! - Krzyknął, zapominając totalnie o dowódczym takcie.
Oderwał rękę od tej pieprzonej rany i wyrwał sztandar swego domu od jakiegoś chłystka.. a potem miecz opadł.
I zaczęło się.
Tossun, Pierwsze Ostrze dał rozkaz do frontalnego szturmu.

Na raz posypało się strzał, bełtów i włóczni. Zewsząd rozległy się skowyty gdy oba szeregi się zwarły, po dotarciu na plac Del' Armgo.
Zaczęło się.. zapach krwi i spaczonej magii.

Quenthel Baenre

  • Gracz
  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 9
    • Zobacz profil
Odp: Podmrok - Poza fabułą.
« Odpowiedź #17 dnia: Maj 18, 2015, 21:01:12 »
-Zaczęło się Pani.
-Tak.
-Jest sssssssłaby.
-Nie jest, poradzi sobie.
-Trucizna go powolnie wyniszcza.
-Ma moją krew w swych żyłach.
Warknęła, mając dość syczących głosów, które natychmiast po tym ucichły.

Stała na tarasie, wielkim jak okiem sięgnąć i patrzyła na to co rozgrywa się w oddali. Słyszała okrzyk, nie popierała go. Jednak to co zrobił jej syn....Paskudny, wredny uśmiech pojawił się na jej twarzy, a w sercu poczuła ukłucie dumy. Jednocześnie poczuła wszechogarniające zimno.
-Głupia, po co żeś mnie przyzywała tymi błahymi modlitwami?
Odezwał się głos w jej głowie, a sama poczuła jak pada na kolana. Całym ciałem wstrząsnął dreszcz.
-Pani, chwała dla mego syna. Ruszył do boju, dla Twego imienia.
Starała się by jej głos był twardy. Mimo bólu jaki czuła. Chwila ciszy i dziki śmiech.
-Zatrułaś go głupia, boisz się że nie przeżyje. Odpowiadaj.
-Tak Pani.
Znowu cisza, długa, nadzwyczaj bolesna. Ale czekała, nie odważyła się powiedzieć czegokolwiek.
-Ma moje błogosławieństwo Quenthel. Wiesz co masz robić. Ale pamiętaj, że ja też kiedyś przyjdę, byś odpłaciła mi za przysługę.
-Tak Pani.
-To dobrze, a teraz czyń, co czynić należy.

Ciało palił ból, jednak nie straciła zupełnie zmysłów. Podniosła się i wyrzuciła ręce ku górze, krzycząc kolejne słowa. Jej ciemne oczy pobielały na sekundę i znowu stały się czarne. Błogosławieństwo Lolth spłynęło teraz na jej syna w pełni swej mocy. Niech zdobędzie chwałę dla swego Domu. Dla Siebie, Jego Matki i dla Rodu Baerne.

Fenris

  • Administrator
  • Nowy użytkownik
  • *****
  • Wiadomości: 15
  • Na pohybel skurwysynom!
    • Zobacz profil
Odp: Podmrok - Poza fabułą.
« Odpowiedź #18 dnia: Maj 19, 2015, 14:21:57 »
Weszli jak klin..
Przynajmniej przy pierwszej fazie.
Szał, podniecenie i strach. Pchnęły ich na skraj tego, co nieznane nawet im. Po prostu uderzyli.
Pierwszy szereg wroga został wręcz zmieciony. Broń, pancerze i ciała. Wszystko zachrzęściło o siebie w tym żywym i wulgarnym tańcu.
Nim przeciwnicy oddali pierwszą salwę, atakujący zdążyli zająć jako tako osłonięte pozycje wśród zdobień pałacyku Del' Armgo.
Trupy szły równo, niemal łeb w łeb. Jednak to Baenre zdobyli początkową przewagę.

On sam zaślepiony krwią, parł naprzód, ciągle na czole pierwszego szeregu. Nic w tym bohaterskiego.
Rozsądny dowódca dałby odwalić robotę innym. Nie tym razem. Nie dlatego, że honor nakazywał walczyć, a dlatego, że zwyczajnie tymi skurwielami pogardzał.
Ślubował sobie zniszczenie ich rodu i ślubów miał zamiar dopełnić.
I tylko to krążyło mu po głowie, nawet teraz, gdy jego miecz z paskudnym mlaśnięciem rozpłatał głowę jakiegoś junaka.
Mózg i parująca krew trysnęły na wszystkie strony, ochlapując walczących na około. Wyrwał ostrze z drgającego jeszcze ciała i usunął się przed kolejnym przeciwnikiem.
I tak w kółko.
Nie wiedział czy to ból tak zelżał, czy rana już do tego stopnia zdrętwiała i wykrwawiła się, że nie czuł prawie nic.
Rąbał, rąbał i rąbał..

A potem przyszło forsować drugą kondygnację pałacu wroga.
I tu pojawiły się pierwsze.. komplikacje.
Zaklęcie przed którym w ostatnim momencie uchronił się za kolumną, rozniosło niemal cały pierwszy szereg.
Ręce, nogi, głowy i strzępy spalonego ciała rozbryznęło w każdą stronę.
- Maaaag!
Ryknął ktoś, nim magiczny pocisk nie posłał go w ramiona Lolth.
Chyba każdy zauważył. Chyba..
Im więcej wojowników wbiegało na drugie piętro, tym większa ilość wstrząsów nim ponosiła.
Skurwysyn, wykorzystywał to, że stoją masowo.
- Staaaać! Zabraniam wam ginąć jak bandzie idiotów! - Ryknął, zerkając zza kolumny.
Ano.. stał tam. W rozpoznawalnej szacie i z uśmieszkiem na ustach.
Przeanalizował nerwowo sytuację. Wąski korytarz i mag bojowy.. szlag.
A potem nadeszło olśnienie.
- Dawać no jaszczura!
Każdy zrozumiał. I każdy tłoczący się za kolumnami zachichotał paskudnie.
Jaszczury na których jeździli, w większości przypadków były za szybkie by mag mógł po prostu wycelować i trafić.
Więc gdy puszczono rozszalałą bestię wąskim korytarzem, owy Mag nawet nie zaczął układać zaklęcia. Po prostu wycofał się.. przed zwierzęciem i kolejnymi szeregami mknącymi wprost za nim.
Kolejna kondygnacja padała pod ciosami ich mieczy.
I tak do skutku przez kilka najbliższych godzin.

Kolejny rubikon pokonali, gdy przerąbał się do sali głównej.
Wszystko tu było cichsze, walki toczono na dole, a grube ściany robiły swoje.
Stała tam, gdy wszedł chwiejnie. Krew kapała z setek ran, a jad znów przybrał na sile. Za dużo się ruszał.. splunął krwią i uniósł dumnie głowę.
Wyprostował się i spojrzał na tron. I na nią.
Siedziała tam. Piękna, dumna i z pozoru bez skazy strachu w oczach.
A jednak doskonale wiedział, że to koniec. Ona też to wiedziała.
Ilość obrońców malała, topniała pod sztosami ich paskudnych ostrz.
I nic już tego nie miało zmienić. Dlatego nie wahał się przed sięgnięciem po bat.
Jego dwóch przybocznych, tych szkolonych do walk z kapłankami i magami, od razu się zajęło obstawą Matki przełożonej. Z powodzeniem.
Gdy pochwycił skórzane narzędzie zadawania męki, po prostu podszedł do tronu.
Usta jej drżały, a oczy raz to kipiały furią, a raz lękiem.
Nie miał żadnej litości.

Bat przeszył powietrze, chyżo oplatając się na około jej szyi z wprawą i gracją.
Szarpnął tak, że zleciała z podwyższenia i zaryła potężnie w ziemię. Skuliła się momentalnie, unosząc dziwnie na łokciach.
Skrzywił się na ten widok z zadowoleniem.
- Teraz to dziwko nawet nie walczysz, hm? - Mruknął ciężko.
Nie odpowiedziała. Uniosła głowę i posłała mu dziwnie mało Drowie spojrzenie.
- D-daruj..
Bat na szyi zacisnął się jeszcze mocniej.
To miecz wypuścił z rąk na ziemię i przyciągnął ją do siebie.
Popatrzył w nerwowo rozedrgane oczy i bezceremonialnie cisnął ją na schody od podwyższenia.
Dopadł do niej zaraz po tym, momentalnie zrywając suknię z karku Matki przełożonej.
Jak obiecał... Tak też zrobi.
Poluzował pas od pancerza jak trzeba i przylgnął do niej tak, że jęk wyrwał się z kobiecych ust.
- Odejdź w zapomnienie. Teraz i na wieki..
Nigdy nie gwałcił na zabój. Uważał, że to uległość i słabość, choć teraz w ogóle się nie hamował.
Wziął ją jak zwykłą i tanią dziwkę. Dał ból i ostatki perwersyjnej przyjemności w życiu Drowa. A gdy doszedł nie plamiąc jej nawet kroplą nasienia, zwyczajnie wyjął nóż i poderżnął gardło.
Ciało zadrgało spazmatycznie, miotając się po ziemi dziwnie.
Nagie, sponiewierane i zhańbione.
Lolth była z nimi.. Odrąbał głowę od korpusu trupa zaraz po tym.

I znów zapadła cisza.
Szeregi znów zmierzały do domu.
Jeno drgająca pika z głową Matki przełożonej przerywała ciszę, gdy to krew po niej skapywała w inne kałuże posoki.

Quenthel Baenre

  • Gracz
  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 9
    • Zobacz profil
Odp: Podmrok - Poza fabułą.
« Odpowiedź #19 dnia: Maj 19, 2015, 14:43:18 »
Wrzaski, wycia, a potem cisza. Dawno już zeszła z tarasu, a teraz szła korytarzem na tarasy, nad dziedzińcem jej domu. Uniosła rękę, by odgarnąć włosy i zobaczyła że ta drżała. Zatrzymała się zdziwiona i patrzyła na rękę, jakby w ogóle nie była jej. A ręka drżała, prawie niezauważalnie, ale drżała.
-Pani....
Cichy syk.
-Ssssssą już.
Kolejny wąż się odezwał.

Zamknęła oczy i odgoniła wszystkie myśli od siebie. Powoli spływało na nią opanowanie. Spojrzała ponownie na rękę, która znowu stała się niewzruszona jak kamień w Podmroku. Zmrużyła oczy i ruszyła dalej, pewnym i majestatycznym krokiem. O tak. Zwyciężyli, nie żeby spodziewała się czegoś innego. Wyszła na zdecydowanie mniejszy taras, niz poprzednio i popatrzyła na dziedziniec, gdzie schodzili się żołnierze, a na czele jej syn. Zmierzyła go zimnym wspomnieniem i czekał. Jej wzrok w końcu natrafił na to co czego szukał. Głowa Matki Del' Armgo nabita na włócznie. Oczy wywrócone do góry białkami. Dopiero teraz Quenthel diabelsko się wyszczerzyła.

Fenris

  • Administrator
  • Nowy użytkownik
  • *****
  • Wiadomości: 15
  • Na pohybel skurwysynom!
    • Zobacz profil
Odp: Podmrok - Poza fabułą.
« Odpowiedź #20 dnia: Maj 19, 2015, 14:52:39 »
Nie ukłonił się.
Cios buławą przestawił mu co najmniej dwa kręgi, więc nie było jak się zgiąć.
Oparł się ciężko na pice, gnąc minimalnie jedno z kolan.
Niech to szlag, w takim stanie przed matką.. przełknął całą dumę i uniósł na nią spojrzenie.
Nie dało się nie. Wyglądała.. zabójczo z tym swoim uśmiechem. Wyglądała tak, jakby miała ochotę zatańczyć na truchłach swych wrogów.
I nie, że mu to specjalnie przeszkadzało. Co miał zrobić, zostało zrobione.

Reszta schodziła się wolno. Połowa z nich ranna i zadowolona, a druga tylko zadowolona.
Dom Baenre znów ożył.
I nie widziło mu się, że miałoby się to zmienić w najbliższej przyszłości.

 

Carbonate design by Bloc
variant: carbon
SMF 2.0.6 | SMF © 2013, Simple Machines
Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum
anime zoomia jaguarlife lionoftiger ads