Maj 14, 2024, 07:04:39
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj
Aktualności: Forum SMF zostało uruchomione!

Na Szlaku Przeznaczenia Trwaj



Autor Wątek: Pomyliłeś chyba zlecenie.  (Przeczytany 658 razy)

Fenris

  • Administrator
  • Nowy użytkownik
  • *****
  • Wiadomości: 15
  • Na pohybel skurwysynom!
    • Zobacz profil
Pomyliłeś chyba zlecenie.
« dnia: Maj 02, 2015, 00:16:31 »
"Pomyliłeś chyba zlecenie"



Zanim zaczniesz zapoznaj się z wymogami. Jeśliś gotów do dostosowania się, zapraszam do wspólnego wątku.
- Postać ma być gotowa na śmierć: Brehen, Czarodziejka, dwie postacie dowolne
- Fabuła na jedno cięcie, bez większej całości
- Znajomość języka i realiów
- W miarę długie odpisy
- Max do 4 postaci


***
**
*

***Szlak.
Gdzieś między Cleves, a Mariborem.
~ Temeria.

***
**
*

- Zdejmij no kaptur. Ino chyżo!
Powodów dla których tego nie zrobił było kilka.
Raz, że wiatr i deszcz smagał po pyskach niemiłosiernie, dwa, że wolał nie ryzykować i trzy: Nie spodobał mu się głos obcego.
Psia jucha, jak zwykle podróż nie mogła być spokojna. Ciekawe co tym razem.
Bandyci, patrol, żołdacy czy pieprzona rewizja?
Westchnął gniewnie pod nosem. Zgarbiony mężczyzna, na potężnym rumaku bojowym, ciasno owinięty płaszczem i kapturem, zerknął w stronę stojącego mu na drodze.
Na pierwszy rzut oka, to nie wyłapał niczego ciekawego.
Typ wysoki, również owinięty płaszczem i również zakryty kapturem. To raczej nic dziwnego w taką pogodę.
Bardziej głos go zaskoczył, wysoki, nieprzyjemny i taki cholernie metaliczny. To właśnie on sprawił, że go nie stratował. A zrobiłby to, bo obcy stał dosłownie na środku mostku, przez który chciał przejechać dalej.
- Mam się powtórzyć? A możeś nie dosłyszał, hm? To powtórzę, zdejmij kaptur.
Jeździec otaksował go posępnym spojrzeniem i w końcu sam spytał. Cicho i nieśpiesznie, ważąc słowa.
- Nie bardzo rozumiem. To szlak państwowy. Jeśli to nie napad, to usuń mi się z drogi. Albo mój wierzchowiec to zrobi.
Zagradzający drogę mężczyzna zarechotał dziwnie i zrobił dwa kroki w stronę konnego. Popatrzył po nim spod kaptura, potarł dłońmi o siebie i mruknął coś.
A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Koń stanął początkowo dęba, jednak dziwna siła uderzenia go zwaliła z kopyt, nie mówiąc o jego jeźdźcu.
Ten to w ogóle zleciał na łeb i szyję, ładne kilka metrów w tył. Pchnięty czystą mocą, zarył o ziemię i przejechał niezły kawałek w błocie.
Gdy się podnosił, już bez kaptura na głowie, "strażnik mostu" zagórował nad nim.
- Żeście wszyscy tacy kurwa durni. A potem się dziwują, że po radykalne metody trzeba sięgać.
Jeździec zdążył puścić pod nosem piękną wiązankę przekleństw, bo wiedział już doskonale kim owa postać jest.
Na potwierdzenie domysłu, postać zrzuciła z siebie płaszcz jednym ruchem, górując nad nim.
- Nie ważne, ważne, że cię dorwałem, Wilczku. I pomyśleć, że dla takiego tępaka przejechałem pół północy. - Warknął Wiedźmin.
Tak, to właśnie Wiedźmin poczęstował Aardem konnego. Gorzej, że jak na złość znał tą twarz.
I była ona ostatnią, jaką by chciał teraz napotkać. A jednak.
Szybko wstał na nogi, rzucając mu dziwne spojrzenie. Stał tam taki, niemal upiorny.
Wysoki, całkiem umięśniony i gibki z samego wyglądu. Z tym swoim mieczyskiem przewieszonym przez plecy.
Brehen.
Wiedźmin Brehen, Kot z Iello.
Wyjątkowy kawał skurwysyna.
- I co tak wytrzeszczasz oczka, hm? Nie spodziewałabyś się, co? Ha! Za mało percepcji. Odkąd ujrzałem list gończy za tobą w Rivii, obiecałem sobie, że cię tam zawlokę. Cena jest kijowa, przeca to grosze za twój pysk. Prawie nic nie warte. Wiesz czego to zrobię? Taaak, wiesz doskonale. Pamiętasz ostatnią robotę? Pomyliłeś chyba zlecenie, to była MOJA robota i MOJA nagroda. A teraz zdechniesz. I jeszcze zgarnę za to grosze na jakąś dziwkę. To uczciwa wymiana, nie?
Wyjątkowo wygadany jak na Mutanta.
Jeździec westchnął i również zrzucił z siebie płaszcz. Miał przesrane. I to tutaj, tak blisko celu wpaść po uszy. Dżuma i syfilis.
Że akurat to on się trafić musiał...
- Oooo... groźna minka? - Dorzucił Kot, wyraźnie przy tym rozbawiony.
- Taa, tak dla zasady, nie? Przecież nie pójdę pod brzytwę z uśmiechem. A teraz zawrzyj swój zmutowany pysk i łap za miecz. Ino już, inaczej nie pójdę. I szczam z wysokiego dęba na twoje znaki, tymi wiele nie osiągniesz.
Wiedźmin zmrużył oczy i zrobił krok w jego stronę.
- Sam tego chciałeś, Fenrisie.
- Tak. Łap za miecz, Brehen. I przestań pierdolić, mam dość stania na deszczu.
Rozległ się syk, a w dłoniach Mutanta istotnie błysnęła stal. Co za dobrze nie wróżyło.
- I pomyśleć, że takie ścierwo jak Ty, człeczyno, ponoć zabiło w pojedynku wiedźmina. Zaraz zobaczymy. Obaczymy czyś wart zachodu i tych groszy, co wyznaczyli za twoją łepetynkę.
- Ano. Zobaczymy. - Kolejny zgrzyt. Teraz to w rękach Fenrisa wylądował miecz. Momentalnie sprawdził jak leży w skórzanej rękawicy i wbił spokojne spojrzenie w Wiedźmina.
Psia mać, gorzej wpaść chyba nie mógł naprawdę.
To byłoby chyba na tyle w temacie. Widać, że Wiedźmin nie miał już nic do gadania. Upewnił się, gdy zaczął iść w jego stronę, z tym błyskiem w oczach zmienionych po mutacji.
Fenris zaklął i złapał pewniej miecz, zapierając się na piętach. Jak przetrwa pierwszy cios, może będzie szansa na przeżycie...
- Panowie, no bez takich.
Obaj stanęli jak wryci, obracając się szybko w stronę z której dobiegł kobiecy głos.
Kolejny. No, kolejna. Też w płaszczyku i kapturku na głowie. I bez żenady zmierzała w ich stronę.
- Oczom nie wierzę. Kot z Iello, zlecenie za głowę w Kaedwen i Fenris Haschwald, zlecenie za głowę w Rivii. A narzekałam dziś rano, że widzę dno swojej sakiewki. Albo los się do mnie uśmiechnął, albo macie wielkiego pecha, Panowie.
Wiedźmin popatrzył to po Najemniku, to po czarodziejce.
Najemnik popatrzył to po Wiedźminie, to po czarodziejce.
Czarodziejka obserwowała ich obu. Ciekawy trójkącik.
Niemal schadzka.

***
**
*

Coś w stylu lekkiego slashera, który można rozwinąć. Chętnych zapraszam ;)
Kolejność łańcuchowa: Czarodziejka, Brehen, Fenris.


 

Carbonate design by Bloc
variant: carbon
SMF 2.0.6 | SMF © 2013, Simple Machines
Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum
nightmareville simtrans volkoria watahazlotegokla asfk69