I tak oto wiedźmin poczuł, jak usta czarodziejki zmiękły odrobinę. Pocałunek przybrał na silę, gdy rozchylił jej wargi i wszedł między nie językiem. Zawsze ich kłótnie kończyły się tak, a nie inaczej. Zawsze wespół z dziwną mocą mu wybaczała, a potem znowu od siebie odchodzili, gdy nie mogli wytrzymać. On lub ona, zależnie od tego kogo mocniej gnało w drogę. Czasem to ona odchodziła pierwsza, zostawiając mu tylko list, chociaż i tak to było rzadkością.
On...Geralt nigdy nic nie zostawiał, żadnego listy, żadnej notki. Nie lubił rozdrabniania się na temat rozstań, dlatego i teraz odepchnął od siebie myśli i powrócił do jej ust. Zapachu, który unosił się w koło i drażnił nos, zapachu, który nawet na Szlaku, ile by się nie widzieli, towarzyszył mu zawsze.