Tak jak sobie życzyła pchnął mocniej i szybciej. Parł do przodu, przylegając ustami z
powrotem do jej piersi, brodawek, czasem nawet znajdując miejsca na pocałunki, na szyi.
Stęsknił się, naprawdę stęsknił się jak zbity pies. A teraz znowu odnalazł miejsce chwilowego
postoju. Chwilowej przerwy w podróży.
Jak zawsze i tak się rozejdą, znikną. Znowu w pewien sposób staną się dla siebie obcy.
Ale nie myślał o tym teraz, bardziej zajmowała go, jej wilgoć i doprowadzająca do szaleństwa ciasnota.
Mruknął cicho, a z ust wyrwał mu się jęk, gdy poczuł, że jest coraz bliżej.